zerwane więzy
- Jolanda Brudecka Sołowiej Gmatrix
- 1 mar 2017
- 1 minut(y) czytania
jesteś jak dziki ptak nieokiełznany
nie złapię ciebie nie wstrzymam w locie
nie zamknę w złotej klatce moich uczuć
jednym cięciem ostrego pazura zraniłeś moje serce
skrzydłem niczym ostrzem miecza
przeciąłeś struny miłości
długim dziobem nakłuwałeś sączące rany
odleciałeś bez pożegnania
nie mogłam nie umiałam zatrzymać
ach gdybyś wiedział ile łez wylały moje smutne oczy
gdybyś wiedział…
powoli mgła zapomnienia przysłania mi oczy
znikają rozmazane barwy i kształty
usychają pozwijane pragnienia
ostre kolce twojego milczenia coraz głębiej
wbijają się w moje ciało
usta wykrzywione w niemym proteście krzyczą wracaj
a ty znikasz gdzieś wysoko daleko
na czarnym nieba atłasie
krążysz nad skalnym urwiskiem
wijesz gniazdo nad przepaścią martwych skał
potworna żmija oślizły gad pełza za tobą
jej czarci język oplata twoje ciało wije się wokół szyi
kąsa syczy
podstępna czarna żmija oczy twe zaćmiła
słodkim jadem nasączyła
uciekaj ptaku mego serca
omiń skalne urwisko omiń pustynie przeklętą
nie czekaj
uciekaj póki czas jeszcze
pamiętasz ?
karmiłam ciebie ziarnem miłości
byłam twoją kromką chleba
dziś tulę się do ściany
słyszę rysy serca liczę zmarszczki
przesuwam różańce trosk w niemym krzyku - 'kocham'
niczego już nie chcę tylko proszę o sen
zabłąkany ptak na parapecie przysiadł
a ja nadal trzymam w dłoni okruchy chleba
gotowa do ostatniego lotu
Comments